niedziela, 27 października 2013

Rozdział 2 - Mniejsze zło

Kiedyś wydawało mi się, że najgorsze co może mnie spotkać, to zła ocena z Eliksirów albo oblanie egzaminu. Ewentualnie wyrzucenie ze szkoły. Teraz kiedy o tym myślę, to mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale to właśnie wtedy, kiedy wpatrywałam się w zamknięte i nieruchome drzwi, dotarło do mnie, że istnieją gorsze rzeczy. I mogą dotyczyć też mnie.
Chyba wszyscy do osiągnięcia pewnego wieku mają przekonanie, że są nieśmiertelni i niezniszczalni, a wypadki i tragedie się zdarzają, ale nie im. Ja też tak myślałam. Więc nagłe odkrycie, że jest inaczej, okropnie mną wstrząsnęło.
Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to wyjść z kuchni, doczłapać do swojego pokoju i zwinąć się w kłębek na łóżku. I już zaczynałam wcielać ten plan w życie, kiedy zatrzymał mnie tata.
Abby, zaczekaj. Musimy porozmawiać ― powiedział w pełni poważnym tonem.
Obejrzałam się na niego przez ramie już właściwie z ręką na klamce.
Nie chcę odparłam słabo. Naprawdę nie chciałam z nim rozmawiać. Nie czułam się na siłach na poważną rozmowę. Ale mimo to nie wyszłam z kuchni.
To ważne. Wiem, że jesteś zdezorientowana i przestraszona tym wszystkim, dlatego należą ci się wyjaśnienia. Patrzył na mnie przez chwilę, zanim dokończył. I nie jesteś już dzieckiem. Powinnaś wiedzieć, co się dzieje.
Strasznie się tego wstydzę, ale to właśnie ten ostatni argument na mnie podziałał. No bo, czy rodzice często chcą traktować cię jak dorosłego? Nawet jeżeli faktycznie jesteś dorosły? Zwykle zawsze pozostajesz dla nich dzieckiem niezależnie od swojego wieku. A ja byłam świeżo po siedemnastych urodzinach i bardzo chciałam zasmakować tej osławionej dorosłości. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że bycie dorosłym to naprawdę nic fajnego.
Zawróciłam więc i posłusznie usiadłam przy stole.
Tata zrobił to samo. Po czym, ku mojemu zdumieniu, wyciągnął różdżkę zza pazuchy i machnął nią krótko. Moje zdumienie było jeszcze większe, gdy na stole pojawiły się dwie butelki piwa kremowego i dwa kufle.
Nie to, że nigdy nie piłam piwa kremowego. Pijałam je od czasu pierwszej wycieczki do Hogsmeade jak wszyscy. Ale nigdy dotąd nie piłam go z tatą. Tak, piwo kremowe nijak się miało to takiego Guinnessa, na przykład, ale jednak trochę promili miało. A rodzice, jak to rodzice, zawsze nieco się burzyli z tego powodu.
Przyjęłam więc mój kufel z niejaką konsternacją. Wyglądało na to, że to będzie naprawdę poważna rozmowa.
Przez chwilę sączyliśmy piwo w ciszy, przypatrując się sobie badawczo. W końcu tata odstawił kufel z głuchym tąpnięciem, które zabrzmiało dla mnie jak słowo „wystarczy”. I ja również odstawiłam swój.
Jest wojna zaczął. Pomimo że ten fakt był mi znany, poczułam się, jakby ktoś trafił mnie zaklęciem.I to nie jakaś tam, gdzieś tam. To się dzieje teraz i tutaj. I dotyczy nas tak samo jak mamy. Chociaż nasz status krwi zapewnia nam niejaką ochronę, to i tak nie powinniśmy czuć się bezpiecznie. Nikt nie jest już bezpieczny. Ostatnie zdanie wypowiedział twardo i dobitnie, patrząc mi głęboko w oczy. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie pokiwać głową jak uczeń, który przypadkiem nawiąże kontakt wzrokowy z tłumaczącym coś nauczycielem. Dlatego mama musiała uciekać. Żeby spróbować chronić przede wszystkim siebie, ale i nas. Nie mam wątpliwości, że Ministerstwo niebawem tu zawita, żeby sprawdzić, czemu mama nie stawiła się na przesłuchanie. I z pewnością zaczniemy być obserwowani, jeśli już nie jesteśmy.
Obserwowani? zdziwiłam się.
Tata pokiwał głową.
Więc musimy uważać na to, co robimy, co mówimy i co piszemy w listach. To bardzo ważne.
Teraz to ja pokiwałam głową, chociaż wydawało mi się to nieprawdopodobne.
Kolejna sprawa to twoje bezpieczeństwo. Kiedy wrócisz do Hogwartu masz zawsze mieć przy sobie różdżkę. Zawsze. Nigdzie nie chodź sama, nie wychylaj się i rób to, co będą ci kazać. Rozumiesz?
Tym razem na mojej twarzy pojawił się grymas niechęci. Nie lubiłam, gdy ludzie mi coś kazali.
Rozumiem, ale przecież będę w Hogwarcie. Tam nic złego mi się nie stanie, nie?
Ojciec patrzył na mnie przez chwilę zanim odpowiedział. Wydawało mi się, że w jego spojrzeniu dostrzegłam smutek.
Abby, to już nie będzie ten sam Hogwart, który znałaś. Dumbledore nie żyje.
Parsknęłam głośno, rozlewając trochę piwa.
Myślisz, że to coś zmienia? Żachnęłam się, ale mój głos nieco drżał. W jakiś sposób wciąż przeżywałam śmierć naszego najlepszego dyrektora. Ciężko mi było wyobrazić sobie Hogwart bez niego. Ale z drugiej strony za nic nie chciałam zgodzić się z tymi, którzy twierdzili, że Hogwart „już nie będzie taki sam”.
Pomyśl logicznie. Dumbledore był jedyną osobą, której bał się Sama-Wiesz-Kto. Kto go teraz powstrzyma przed przejęciem władzy nad Hogwartem?
Najpierw musiałby chyba przejąć władzę w Ministerstwie odparłam z przekąsem.
A wtedy mój ojciec spojrzał na mnie z niejakim rozbawieniem, które sprawiło, że dreszcz przebiegł mi po plecach.
Myślałaś, że kto wymyślił Komisję Rejestracji Mugolaków? I kto kazał aurorom eskortować mugolaków do Azkabanu? Kto ustanowił obowiązek nauki w Hogwarcie? To nie są przypadki mówił, uśmiechając się z goryczą.
Jeśli dotąd miałam jakieś nikłe nadzieje na zachowanie jakichkolwiek zasad, praw, czegoś, czego mogłabym się trzymać, to właśnie wszystkie legły w gruzach.
Wpatrywałam się w ojca otwierając i zamykając usta. Nie mogłam, nie chciałam, w to uwierzyć.
Ale jak to? wyjąkałam w końcu.
Słyszałaś pewnie o „dymisji” ministra? On nie zrezygnował, tylko został zamordowany. A jego następca, Thicknesse, jest najprawdopodobniej pod wpływem Imperiusa. Jest marionetką śmierciożerców. Teraz to oni sprawują faktyczną władzę w Ministerstwie. A wiesz, kto rządzi śmierciożercami.
Więc... więc... nie mogłam wydusić z siebie żadnego sensownego zdania. Myśl o tym, że Ministerstwo, instytucja, która powinna walczyć z Ciemną Stroną i stać na straży prawa, chociażby tak nieudolnie, jak zwykła to robić, upadło, mroziła mi krew w żyłach.
Więc jest wojna i my ją przegrywamy oznajmił dobitnie ojciec.
Milczałam przez chwilę, czując się najbardziej niedojrzałą i nieudolną osobą na świecie. Ministerstwo upadło, śmierciożercy wygrywali, ludzie umierali, a co ja mogłam z tym zrobić?
Dlaczego mi to mówisz? wyszeptałam.
Bo powinnaś znać prawdę. Powinnaś wiedzieć, co się dzieje i kto za tym wszystkim stoi. Musisz umieć wskazać, co jest kłamstwem odpowiedział cicho, wpatrując się we mnie ponuro.
Ale po co? Po co mi to wszystko? Co ja mogę zrobić? W moim głosie zabrzmiała nuta rozpaczy.
Czekać. Starać się przeżyć, nie rzucać się w oczy i pamiętać, co jest prawdą.
Upiłam duży łyk piwa kremowego, chcąc ukryć łzy bezsilności, które pojawiły się w moich oczach. Czułam jak napój rozgrzewa mój przełyk i żołądek, ale tym razem nie sprawiało mi to przyjemności.
A co z mamą? Gdzie ona jest? Kiedy wróci? zmieniłam temat.
Nie wiem, Abby. Jest gdzieś daleko. A im mniej będziemy wiedzieć, tym lepiej.
Pokiwałam głową, obserwując blat stołu. Nurtowało mnie jeszcze jedno pytanie, ale bałam się je zadać.
Jednak nie doceniłam mojego taty. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, by wiedzieć, co mi chodzi po głowie.
Westchnął ciężko i sam napił się kremowego piwa, zanim odpowiedział na moje niezadane pytanie.
Nie będę cię oszukiwał. Nie wiem, czy mama wróci. Ale wierzę, że tak. Jest piekielnie zdolną czarownicą, inteligentną czarownicą i zna świat mugoli o wiele lepiej niż my. Nie będzie bezbronna.
To oświadczenie wzbudziło we mnie nadziei ani otuchy, jedynie nagłą irytację, wręcz złość.
To dlaczego musiała odejść? Skoro i tak nie jest bezpieczna, czemu nie mogła zostać z nami? zapytałam buntowniczo.
Tata nie zareagował gwałtownie. Po prostu dopił swoje piwo i rzekł:
Bo czasami trzeba wybrać mniejsze zło.

~*~
Deszcz bębnił miarowo w szyby, a jego zimne łzy spływały powoli po gładkiej tafli szkła. Gęsta mgła kłębiła się za oknem, niby w gotowości do ataku na bezbronnym przechodniu. Na niebie nie sposób było dostrzec gwiazd. Rozpacz przenikała serca. Czyżby odwiedzili nas dementorzy? Nawet jeśli faktycznie tak było, nie miałam najmniejszego zamiaru reagować. Po pierwsze, moja różdżka leżała na łóżku w moim pokoju. Po drugie, nawet gdybym ją miała, nie zdołałabym wyczarować chociażby strzępka srebrnej mgły. A co dopiero użytecznego patronusa. Nigdy nie czułam się taka nieszczęśliwa.
Rozmowa z tatą w niczym mi nie pomogła. Właściwie tylko pogorszyła sprawę. Teraz byłam okropnie świadoma tego, co się dzieje i zdawałam sobie sprawę, że nic nie możemy z tym zrobić.
Z drugiej strony jakaś część mnie uważała, że nieświadomość może i byłaby cudowna, ale na pewno o wiele gorsza od świadomości. Czułam obowiązek znania prawdy, orientowania się w faktach i wydarzeniach. Bo to było jedyne, co w zasadzie mogłam robić, aby jakoś przechylać szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Ha! Jaką szalę? Przecież mój własny ojciec oznajmił mi, że przegrywamy. Merlinie, czy to nie było straszne? Nie mogłam wyobrazić sobie świata takim, jakim przedstawiał go tata. Próbowałam to jakoś ogarnąć umysłem i dodać do tego wszystkiego siebie i Hogwart, ale nie potrafiłam. Czułam się tak, jakby ktoś nagle oznajmił mi, że magia nie istnieje, odebrał mi różdżkę i złamał ją na moich oczach.
Myślałam też o mamie. Gdzie jest? Co robi? Jak się czuje? Czy za nami tęskni? Były również inne pytania, ale przerażały mnie tak bardzo, że na razie nie chciałam w ogóle brać ich pod uwagę. Bałam się również tego, że nie zniosę oczekiwania i tej okropnej niewiedzy. Ile to miało potrwać? Kilka miesięcy? Rok? Więcej...? A ja już nie potrafiłam sobie poradzić z napięciem.
Zerknęłam na tatę. Siedział na kanapie i nieprzytomnie wpatrywał się w kartki jakiejś książki. Wiedziałam, że nie czyta. Chyba ani razu nie przełożył strony. Wiedziałam doskonale, o czym myśli. Albo raczej o kim.
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak rozpaczliwie samotny poczuje się mój ojciec za kilka dni, kiedy pojadę do Hogwartu. Przez ten cały czas skupiałam się tylko na sobie i na swoich uczuciach, zupełnie zapominając o tacie. Obiektywnie patrząc, byłam w o niebo lepszej sytuacji niż on. W Hogwarcie będę miała zapewnione bezpieczeństwo, a także masę zajęć, które pomogą mi zapomnieć, chociaż na chwilę, o mamie i wojnie. Będę miała też Emily i innych znajomych, wokół mnie będą ludzie. A on zostanie sam, jedynie z pracą, która przestała już być tym, czym była dawniej.
Zaczęłam się zastanawiać, jakie to uczucie wsadzić człowieka do Azkabanu ze świadomością, że jest niewinny.
Poczułam, jak dreszcz przebiega mi po plecach. Chciałam jakoś pocieszyć tatę, pokazać, że rozumiem, w jakiej sytuacji się znalazł. Ale nie wiedziałam jak. Nie wiedziałam nawet, czy faktycznie rozumiem, co on czuje, czy tylko mam jakieś mgliste wyobrażenie.
Tata był aurorem z powołania. Zdecydował się nim zostać, zaraz po skończeniu Hogwartu, kiedy trwała pierwsza wojna. To było bardzo odważne, ale i ryzykowne posunięcie. Mimo to tata się nie poddał i osiągnął swój cel. Co czuł, kiedy musiał słuchać poleceń tych, których kiedyś zwalczał?
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Z mieszanką zdziwienia i niechęci odłożyłam powlokłam się otworzyć. Wciąż pozostając na wpół w głębokiej zadumie, uchyliłam drzwi i automatycznie podniosłam spojrzenie na przybysza.
Otrzeźwiałam w jeden sekundzie. Mężczyzna, który przede mną stał był wysoki i masywny. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam przypomnieć sobie, skąd. Mimo że nie wykonał żadnych agresywnych gestów, poczułam jak paraliżuje mnie strach. Mimowolnie zawiesiłam spojrzenie na jego przedramieniu. Śmierciożerca? Cofnęłam się kilka kroków, a on podążył za mną. Już nabierałam powietrza w płuca, chcąc krzyknąć, ale nie zdążyłam. Z salonu wypadł mój ojciec. Wyminął mnie i chwyciwszy drzwi, zagrodził drogę nieznajomemu.
Dzień dobry. Pan w jakiej sprawie? zapytał tata, siląc się na uprzejmy ton.
Mężczyzna oderwał ode mnie wzrok i spojrzał na tatę. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek mówiący „to ja tutaj ustalam zasady”.
Witam. Pan James Reed? Ojciec potwierdził skinieniem głowy. Czy zastałem Sophie Reed?
Niestety nie. A kim pan właściwie jest? odparł tata, a w jego głosie pobrzmiewał chłód, który zastąpił wcześniejszą uprzejmość.
Jestem z Komisji Rejestracji Mugolaków. Pańska żona otrzymała wezwanie na przesłuchanie do ministerstwa i nie stawiła się. Czy wie pan może co ją zatrzymało? Albo gdzie się aktualnie znajduje?
Zadrżałam. W jego słowach wyczułam groźbę.
Nic mi o tym nie wiadomo. Tata z pewnością też to usłyszał, ale nie wydawał się jakoś specjalnie tym przejmować. Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby mówił tak lodowatym tonem. Jego głos przypominał mi zgrzyt stali.
Czyżby? Facet z Komisji poszedł za przykładem mojego ojca i również przestał udawać uprzejmość. Było coś w jego tonie, co mówiło „jestem śmierciożercą”. Może było to poczucie wyższości z jakim na nas patrzył lub pewność siebie i świadomość władzy jaką wydawało mu się, że dysponuje. Czy wiesz jaka kara grozi za ukrywanie szlam?
Po twarzy taty przebiegł grymas złości. Moja zapewne też by tak wyglądała, gdybym nie była tak okropnie przerażona.
Wiem to lepiej od ciebie.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, niczym dwa wilki przed rzuceniem się sobie do gardeł. I nagle tamten wyciągnął różdżkę. Drgnęłam, ale tata nie zareagował. Stał tak tylko i patrzył pogardliwie na śmierciożercę, urzędnika, pracownika Ministerstwa czy kimkolwiek był ten mężczyzna.
Miałam ochotę krzyczeć. On miał przecież różdżkę! Sięgnęłam do kieszeni, ale nic nie znalazłam. Uświadomiłam sobie, że moja hikorowa różdżka została w pokoju na piętrze. Po raz drugi pożałowałam, że nie mam jej przy sobie. Mogłam tylko stać i przypatrywać się bezradnie, jak mężczyzna unosi swoją i kieruje ją gdzieś w przestrzeń.
Homenum Revelio!
Nic się nie wydarzyło.
Naprawdę sądziłeś, że ukrywam swoją żonę na strychu? parsknął ojciec. Nigdy nie słyszałam, żeby zwracał się do kogoś z taką pogardą.
Masz szczęście warknął na to śmierciożerca. Zastanów się po której stronie stoisz, Reed.
I zaczął się wycofywać, nie spuszczając z nas wzroku.
Już to zrobiłem mruknął ojciec i zatrzasnął drzwi.
________
Naprawdę nie wiem, skąd taka wielka interlinia w drugiej części. Nie mam pojęcia, jak to usunąć, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie c: